piątek, 30 stycznia 2015

Jaś skończył 9 mcy ;)

Czas, czas, czas.... co to jest, czy to jest, po co to jest... nie widać tego , nie słychać a jest.
A może właśnie i widać i słychać. Widać, gdy patrze na Jaśka... ssie pierś i się gramoli, drugą ręką łapie, klepie,macha, zaraz wstaje, się śmieje, już na czworaka, dalej chce ssać , zniża główkę i ciągnie mocno... dwie minuty maksymalnie.... osiem miesięcy temu spędzał przy piersi z 30 min, 45, albo 60, zasypiał i dalej ssał, ulewał i ssał.... ciągle ssał, niewątpliwie jest ssakiem.
Tak więc Jasiu skończył już 9mcy. Dokładnie rok temu zaczynałam szkołę rodzenia i  wychodziłam ze szpitala z patologi z powodu niedokrwistości. Rok temu Jasiu ważył zaledwie 900g a teraz 10 kg ;)
W ciągu dalszym budzi się parokrotnie w nocy, ale zaczynam obojętnieć na to wszystko i podchodzić bez emocji.  hm... za mało doceniałam czas gdy mogłam się nudzić, spać do popołudnia, i nic nie robić. Teraz doceniam każdą wolną chwilę, bo jest ich tak mało. W dzień 60 min, i wieczorem 2h... czyli w sumie 3h. Wydaję się dużo, ale mając w ciagu dnia 2xpo 30 min przerwy nic sie nie zdazy zrobic.. tzn, wstawić pranie, powisic pranie, zrobic obiad tak , ale mi chodzi o czas wolny... tak wiec gdy mam te 30 min wolnego to tak na prawde nie mam wolnego, bo zaraz sie znajdzie jakis wazny obowiazek domowy... niestety. Wieczorem, niby 2h... pierwsza godzina, to  wypicie spokojnie herbaty, siedząc w fotelu ( boże co ja wtedy czuje, ulga, spokój,... utopia) i zazwyczaj tak z 30 min nasycam sie tym czasem.... potem szałer, jakieś 15 min w łazience, i potem.... potem wyskakuje z łazienki bo Jaśku się budzi po raz pierwszy, żeby go pobujać na rękach, więc bujam z 15 min.... Pierwsza godzina czasu wolnego właśnie minęła. Jaśko zasnął, jaka ulga, spokój, utopia, tym razem nurkuje na kanapie z książką w ręku... książka tak mnie wciąga, że nie wiem kiedy mija 30 min, a tu kurde trzeba joge poćwiczyć, albo jakieś ćwiczenia, bo kręgosłup od bujania pęka... cholera.. no dobra, ćwicze,dobre 15 min ćwiczeń...  uf, adrenalina się podniosła, ochota do życia większa,  teraz łyczek herbaty, dwie strony książki i .... biegiem do łóżeczka bo Jaśko sie obudził po raz drugi....własnie minęła moja druga godzina czasu wolnego ;)
po chwili bujania padam na twarz i nie wstaje, jaśku zostaje przyklejony do cycka... z 5 pobudek w nocy, o 7 jasiu zaczyna klepać mnie po twarzy albo ciągnąć za włosy.... o bożeeeeee "dlaczego w nocy nie było końca świata"  ... patrze na jaśka , uśmiecha się do mnie..  "no dobra, chyba jednak mam po co żyć". ;D


środa, 21 stycznia 2015

o tewe


Jaś znowu ma problemy ze snem. Budzi się co godzinę, dwie...
Wklejam tekst, który niedawno napisałam o TV w moim życiu.

Proszę nie brać tego na  poważnie ;p

Czy ja muszę oglądać tą telewizje? Mieszkam w domu, gdzie centrum stanowi szafka a pod nią telewizor 42 cale.  I wcale nie chcę go włączać i na niego patrzeć. Debilne programy, indoktrynujące reklamy, głupi  politycy.. co dziennie to samo. Pytanie na śniadanie, powtórka serialu, pogoda, Dlaczego ja, Trudne sprawy, Szpital, Pielęgniarki, Malanowski, panorama, jaka to melodia, Pierwsza miłość,  jeden z 10 (ten jedyny program nie jest debilny), kiepscy, Barwy szczęścia,  i potem jakiś  beznadziejny film widziany setny raz… A wystarczy nacisnąć ten pierdolony czerwony przycisk … Teleogłupianie, teleuzależnienie, głowa mnie od tego badziewia boli, ale i tak siedzę i oglądam. Mogłabym porobić jakieś rzeczy, skupić się na zabawie z dzieckiem, coś dobrego ugotować, rozplanować, pomyśleć, czy chociaż posiedzieć w ciszy, ale nie, pierdolony TV chodzi od rana do wieczora, trując moje bezcenne szare komórki, które powolutku gniją zapisując  w pamięci ten cały szlam.  Bożeee, daj mi więcej samozaparcia, pieprznij mnie po raz kolejny w pysk, bo wiem, co jest złe i głupie a ja to ciągle robię…Wiem, jak mieszkasz z kimś, kto jest uzależniony od tv i jest to całe jego życie, to powoli stajesz się taki sam… Wróć…. Ale ja mam dziecko, nie chcę by mały był uzależniony od tv jak jego babcia…. Co mam zrobić? Przecież jej nie wyłączę gówna, bo to cała jej rozrywka. Najgorsze, że mały już tymi wielkimi ślepiami patrzy w ekran jak zahipnotyzowany… Boże, widzę to i nie reaguję, i wiem czym to może grozić, tyle się mówi o złym wpływie telewizji na dzieci… a ja to wszystko wiem, i nic z tym nie robię….i to jest w tym wszystkim najgorsze. Moje lenistwo, brak  jakiejś ambicji, czy czegoś tam… Może po prostu brak chęci do życia. I mam powód do życia, bo mam dziecko, mino to gdzieś w tym wszystkim pogrzebałam siebie.  Godzę się na nudny los, aczkolwiek wiem, że mogę go sama zmienić. Jak mały będzie miał jakieś zaburzenia psychiczne, to tylko przeze mnie i przez tą  pierdoloną telewizję.



niedziela, 11 stycznia 2015

marudzenie

Zima, jesień, czy co to jest.. sama nie wiem. Jedno jest pewne, brak słońca, deszcz, szarość dobija, nie tylko mnie, ale chyba wszystkich mieszkańców co najmniej naszego kraju. Siedzenie w domu, to również dobija, zwłaszcza tych, którzy nie mogą zazwyczaj usiedzieć w jednym miejscu. Choć dzień staje się już dłuższy i jasność niby wygrywa z ciemnością, to coś nie chce mi się w to wierzyć...
Siedzę w domu już ponad rok, ciąża, dziecko... no ktoś powiedział, że to nie sa przeciwwskazania do aktywnego trybu zycia.. a jednak, ten ktos się troszkę pomylił...no bo teraz jak wyjść na wycieczkę rowerową calodniową, jak pojechac na kilka godzin do trójmiasta, czy chociażby do pobliskiego lasu... jak co tydzień , regularnie chodzić na pilates, albo joge cokolwiek... no nie da rady, jeśli jesteś sama nie dasz rady... nie żaluje, że mam dziecko, tylko niech mi nikt nie mówi, że nadal można żyć jak się żyło... bo właśnie że nie można. Bo nawet myśleć o sobie nie można, bo nawet sranie musi być zaplanowane co do minuty...
Dobra pomarudziłam... sory.
Siedzenie w domu ma swoje plusy, człowiek może pooglądać świat z okna, zastanowić się nad różnymi rzeczami, (jeśli jaśnie książę zaśnie i jeśli ma się na to siły), człowiek może czuć się bezpiecznie, w swoim gnieździe, "porobic" coś w domu... czy najzwyczajniej pomarudzić przy herbacie, nie śpiesząc się nigdzie.
Coś takiego sie wytworzyło we mnie, nie wiem jak to nazwać, bo agorafobia to chyba jeszcze nie jest, ale stresuje się wyjściem z domu, bo po pierwsze wyglądam, jak wyglądam, 9 mcy niewyspania daje o sobie znać,, sińce pod oczami, fajnie jak mam umyte zęby i włosy (luxus), czuję się nie pewna siebie, wycofana z życia społecznego, stresuje się nawet pójściem do banku i załatwieniem jakiegoś pierdołka...
Stwierdzam, że jak człowiek zalatany i "nie mający czasu na nic" to mniej się stresuje, bo nie ma czasu myśleć... Czy tęsknię za pracą... o nie, nie . Jeszcze tego by mi brakowało.. zarwane nocki, mleko z cycka cieknące, sterta pieluch i brudnych ciuchów, kaszki, obiadki , i jeszcze praca...
No dobra pomarudziłam, to takie krótkie kazanie na ten piękny niedzielny poranek.
Idę do mego pana i władcy ;)