niedziela, 11 stycznia 2015

marudzenie

Zima, jesień, czy co to jest.. sama nie wiem. Jedno jest pewne, brak słońca, deszcz, szarość dobija, nie tylko mnie, ale chyba wszystkich mieszkańców co najmniej naszego kraju. Siedzenie w domu, to również dobija, zwłaszcza tych, którzy nie mogą zazwyczaj usiedzieć w jednym miejscu. Choć dzień staje się już dłuższy i jasność niby wygrywa z ciemnością, to coś nie chce mi się w to wierzyć...
Siedzę w domu już ponad rok, ciąża, dziecko... no ktoś powiedział, że to nie sa przeciwwskazania do aktywnego trybu zycia.. a jednak, ten ktos się troszkę pomylił...no bo teraz jak wyjść na wycieczkę rowerową calodniową, jak pojechac na kilka godzin do trójmiasta, czy chociażby do pobliskiego lasu... jak co tydzień , regularnie chodzić na pilates, albo joge cokolwiek... no nie da rady, jeśli jesteś sama nie dasz rady... nie żaluje, że mam dziecko, tylko niech mi nikt nie mówi, że nadal można żyć jak się żyło... bo właśnie że nie można. Bo nawet myśleć o sobie nie można, bo nawet sranie musi być zaplanowane co do minuty...
Dobra pomarudziłam... sory.
Siedzenie w domu ma swoje plusy, człowiek może pooglądać świat z okna, zastanowić się nad różnymi rzeczami, (jeśli jaśnie książę zaśnie i jeśli ma się na to siły), człowiek może czuć się bezpiecznie, w swoim gnieździe, "porobic" coś w domu... czy najzwyczajniej pomarudzić przy herbacie, nie śpiesząc się nigdzie.
Coś takiego sie wytworzyło we mnie, nie wiem jak to nazwać, bo agorafobia to chyba jeszcze nie jest, ale stresuje się wyjściem z domu, bo po pierwsze wyglądam, jak wyglądam, 9 mcy niewyspania daje o sobie znać,, sińce pod oczami, fajnie jak mam umyte zęby i włosy (luxus), czuję się nie pewna siebie, wycofana z życia społecznego, stresuje się nawet pójściem do banku i załatwieniem jakiegoś pierdołka...
Stwierdzam, że jak człowiek zalatany i "nie mający czasu na nic" to mniej się stresuje, bo nie ma czasu myśleć... Czy tęsknię za pracą... o nie, nie . Jeszcze tego by mi brakowało.. zarwane nocki, mleko z cycka cieknące, sterta pieluch i brudnych ciuchów, kaszki, obiadki , i jeszcze praca...
No dobra pomarudziłam, to takie krótkie kazanie na ten piękny niedzielny poranek.
Idę do mego pana i władcy ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz