niedziela, 8 stycznia 2017

1 tydzień

Moim postanowieniem noworocznym jest pisanie postów, przynajmniej raz w tygodniu. Robię to po to by się otworzyć, zapamiętać chwile, które z pozoru zwyczajne i nudne są wartościowe, a przede wszystkim dlatego, żeby te chwile docenić jeszcze bardziej.

Marudzimy często , że nic się nie dzieje, że właśnie rutyna, nic nas nie ciekawi, dzień jak codzień. Skarżymy się codziennie na pogodę, za ciepło, za zimno, za mokro, za sucho, za wietrznie, za duszno.. Moje postanowienie jest takie, by nie skarżyć się na pogodę, by mniej marudzić odnośnie spraw na które nie mam wpływu.
Postanowiłam również, że raczej nie będę tylko postanawiać, ale i też działać.
Od prawie dwóch lat , a tak naprawdę od zawsze przechodzę pewien proces, jest to proces odnajdywania siebie, taką jaką na prawdę jestem;
proces dążenia do całkowitej prawdy, która jest głęboko przysłonięta przekonaniami naszych rodziców, otoczenia, doświadczeniami zdobytymi w dzieciństwie od nas niezależnymi, ... później może napisze o tym więcej, co najlepsze jest to bardzo proste bo masz to w sobie, a co najtrudniejsze to wcale nie nie jest to, o czym myślisz, nie jesteś tym za kogo się uważasz/ to wcale nie jest takie oczywiste i rzeczywiste. Ponieważ tylko 10% tego co widzimy, słyszymy, czujemy to rzeczywistość, to sam wierzchołek góry lodowej, a gdzie reszta? często schowana pod głęboką wodą; często wyparta,zapomniana, odepchnięta, sfałszowana... dlaczego? bo coś poszło nie tak, ktoś nas nie zrozumiał, przeżyliśmy traumę, oj, tak dostaliśmy nie raz w dupę. Życiowe nauczki, i życiowi nauczyciele dzięki nim jesteś tym, kim teraz jesteś i robisz to co robisz, myślisz to co myślisz... jeśli jesteś z tego zadowolony i szczęśliwy to Super twoje szczęście ;) Jednak nie znam nikogo takiego, Wszyscy których znam gdzieś czują , ze coś jest nie tak, w jakimś aspekcie ich życia, coś idzie nie tak jak sami by tego chcieli...
No właśnie ja też taką byłam osobą, nadal jestem. I jest ok, bo jestem świadoma tego, i wiem , że chcę to zmienić, i wiem , że jestem na dobrej drodze to tej zmiany.. potrzeba czasu, potrzeba wsparcia, potrzeba książek, potrzeba terapeuty, potrzeba przyjaciół, potrzeba spokoju i miłości, przede wszystkim miłości do samego siebie.
Ja mam w sobie pokłady smutku, jest to stan który mnie niekiedy przytłacza, ale dzięki niemu mogę dojść do swojej prawdy. Gdy uświadomię sobie , że jestem smutna- a to już jest coś, bo iedyś to nawet nie wiedziałam, że czuję smutek; wyprałam większość emocji, nie potrafiłam ich nawet nazwać. Ten smutek pomaga mi w zauważeniu czego tak naprawdę zabrakło kiedyś, czego brakuje mi teraz, jaka potrzeba nie jest spełniona, czego chce moje ciało i dusza...
Ten smutek to również radość, bez niego ona by nie istniała.  Kiedyś ktoś zaśpiewał w jednej piosence, coś takiego ,że: nie ufaj ludziom, którzy są wiecznie uśmiechnięci/ coś takiego.
Racja. Dla mnie to prawda. Nie ufam takim ludziom. Pod przysłoną śmiechu zakrywają siebie, udają fajnych, zabawnych, ciekawych, nie martwiących się, po co? by być lubianym, kochanym,podziwianym, bo mają niskie poczucie własnej wartości, bo oszukują sami siebie, bo nie akceptują smutku, bo smutek ogólnie jest słabo akceptowany przez społeczeństwo/ jaki absurd w ogóle.. tak bo ludzie lubią siebie oszukiwać.
Gdy poczujesz w pełni swój smutek, przeżyjesz go na prawdę, wypłaczesz wszystko, poczujesz to co jest z nim związane, to może być samotność, wstyd, strata, zaniedbanie... poczujesz ulgę, poczujesz spokój, i w końcu radość. I to nie będzie radość dla innych, żeby być lubianym, to nie będzie radość wypierająca inne uczucia, to będzie prawda sama w sobie.
Ja wiele lat żyłam wypierając smutek i pod maską radości tworzyłam sobie rzeczywistość...dopiero pewne doświadczenia, ludzie których poznałam obudzili  we mnie prawdę. I było to ciężkie ponieważ nie byłam świadoma tego co się ze mną działo; kilka lat płakałam bez powodu, kilka lat smuciłam się bez powodu, / oczywiście Ci ludzie powodowali, że ja mogłam być smutna, i to nie było miłe, bo oni też nie byli niczego świadomi; często wini siebie za to, ja też winiłam ich, czasami były kłótnie i nieporozumienia. Później były tragiczne wręcz zdarzenia, choroba ojca, śmierć, rozstanie z ojcem mojego dziecka... to były fale... co tam fale, tsunami smutku...do niedawna nie mieściło mi się to wszystko w głowie. Dalej to wypierałam , musiałam, zasłonić smutek bo urodziłam dziecko, więc musiałam się uśmiechać, cieszyć...
Na szczęście odkryłam prawdę, odkryłam dlaczego taka jestem, bo przecież nikt nie chce być ciągle smutny, to ogromny ciężar.. Musiałam po prostu pogadać ze sobą, jak najlepszy przyjaciel. Przyjrzeć się swojemu życiu, poszukać czym jest ten smutek, po co on jest...wyrzygać się z przeszłości i zaakceptować swoją bezradność na zmianę tego co było.
i ja ciągle jestem w tym, smutek mnie nie opuścił, i nie opuści, bo jest czymś naturalnym... ale jestem już tego wszystkiego świadoma, i z chęcią i prawdziwością otwieram się na radość dnia codziennego.
Dlatego też mogę już cieszyć się z tego co mam!
 zwłaszcza że mam przyjaciół, ludzi którzy mnie nie oceniali, osądzali, przy których mogłam i mogę być sobą z każdym dniem, uczuciem, emocją, z każdą wadą i zaletą; Dziękuję im.
Dlatego tez mogę się cieszyć, że mam dziecko, mądre, kochane, zdrowe, które mnie rozumie jak płacze, przy nim nie muszę udawać, uczę moje dziecko, że płacz jest czymś naturalnym, że dorośli też muszą się wypłakać, tym samym szanuję jego ciężkie dni, kiedy płacze. Dzięki niemu jestem tu gdzie jestem, on pokazał mi prawdę i boskość. Dzięki niemu otworzyłam się na uczucia/ miłość przede wszystkim, ponieważ każdy z nas jest miłością samą w sobie i to od niej wszystko się zaczęło.
Oczywiście każdy ma swoją drogę do przejścia, choć wiem , że to po prostu etap ewolucji, byłoby nienaturalnym gdybyśmy jako gatunek zatrzymali się na homo sapiens, czy rozum  rozum to  wszystko?,nie- idziemy dalej... jest coś silniejszego; energia która wypływa z serca, uczucia które mamy , emocje które przeżywamy, ciało i duch którym jesteśmy.  Dlatego trzymam kciuki za każdego kto wchodzi na tą ścieżkę, bo wiem, że jest to trudne, jednak uważam, że nieuniknione do poznania prawdy.


Jaś jest moim prawdziwym nauczycielem.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz